piątek, 28 lutego 2020

Szczypta magii - Michelle Harrison

Wronoskał, gdzie mieszkają od dzieciństwa Cherlie, Betty i Fliss, jest dla nich niczym wznoszące się na pobliskiej wyspie więzienie. Zajmujący niemal całą Skruchę gmach z posępną wieżą kryje nie jedną tajemnicę. Otaczające go mokradła oraz dwie inne wyspy – Udręka i Lament – też nie napełniają dziewcząt optymizmem. A one marzą o przygodzie, podróżach, piaszczystych plażach! 
Cóż, kiedy na Wronoskale trzyma je potężne przekleństwo, rzucone wieki temu na ich rodzinę. Nadciągająca wraz z krakaniem wron kara za opuszczenie jego granic będzie okrutna. Czy Charlie, Betty i Fliss zdołają przełamać klątwę? Czy pomoże im w tym uwięziona w lusterku, matrioszkach i starym sakwojażu Buni magia? Czy siostrom Wspacznym uda się umknąć przed prześladującym ich rodzinę pechem? I kim była Sorsha Ciernioczar, której imienia na mokradłach nie odważy się wymówić największy nawet śmiałek?

Gdy zobaczyłam zapowiedź książki „Szczypta magii" uznałam, że chcę ją przeczytać. Nie jestem może grupą docelową, ale zaciekawił mnie opis oraz spodobała mi się okładka. Okładka tej książki na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Gdy można się jej przyjrzeć, to można zauważyć jak bardzo nawiązuje do historii. Ostatnio, rzadko trafiam na okładki tak dobrze dopasowane do powieści, a gdy już to się stało, to moje serduszko się cieszy z tego powodu.

Już kilka stron po rozpoczęciu czytania książki „Szczypta magii" wciągnęła mnie ona do swojego świata. Byłam ciekawa tej magicznej historii i nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć co takiego wymyślą główne bohaterki, czyli Charlie, Betty i Fliss. Bardzo polubiłam siostry Wspaczne i z wielką uwagą przyglądałam się ich przygodom. Zachwycił mnie także przedstawiony świat w powieści. Od nazwiska bohaterek poprzez walutę aż do nazw wysp, które pojawiły się w książce. Wszystkie te elementy łączyły się i tworzyły taką przyjemną otoczkę dla całej historii. 

„Szczypta magii" to wyjątkowa przygoda z odrobiną magii, wronami i siostrzaną miłością. Ciężko było mi się od niej oderwać. Przez prawie cały czas byłam pod wrażeniem wykreowanego świata. Nie chciałam go opuszczać. Zakończenie tej powieści odrobinę mnie zawiodło. Przypuszczałam jak skończy się ta historii i liczyłam na coś więcej. A najbardziej to liczyłam na dodatkowe pięćdziesiąt stron. Na szczęście, autorka wydała już drugą część, więc pozostaje mi tylko czekanie na kolejne spotkanie z siostrami Wspacznymi.

Ocena 5,5/6

poniedziałek, 24 lutego 2020

Dom po drugiej stronie jeziora - Anna Bichalska

Rok 1928. Do willi nad jeziorem w Błękitnych Brzegach przyjeżdża Maria, która ma objąć posadę guwernantki dwóch sióstr – Matyldy i starszej Adeli. Ale Maria ma także inny, ukryty cel. Chce rozwikłać pewną zagadkę z przeszłości. Nie wie jednak, że może okazać się to niebezpieczne. Nie tylko dla niej samej.
Rok 2017. Stary dom Matyldy położony nad brzegiem jeziora w Błękitnych Brzegach ma swoje tajemnice. Sekrety skrywa też Małgorzata, która pewnego letniego dnia wraz z kilkumiesięcznym niemowlęciem staje przed jego drzwiami. Ma za sobą bagaż trudnych doświadczeń i tylko jedną prośbę…
Losy kobiet skrzyżują się na dłużej. Połączy je między innymi zagadka śmierci Adeli, starszej siostry Matyldy, która zginęła jako dziecko niemal sto lat wcześniej. Zawartość skrytki znalezionej na strychu rzuca na jej śmierć nowe światło.

Lubię sięgać po książki obyczajowe polskich autorów. Mam nawet kilka ulubionych, po których książki sięgam ślepo. Nie czytam wtedy nawet opisu, a i tak wiem, że historia przypadnie mi do gustu. Kiedy zobaczyłam książkę Anny Bichalskiej pod tytułem „Dom po drugiej stronie jeziora" to moją uwagę przyciągnęła okładka. Z jednej strony dosyć prosta, z drugiej mająca coś w sobie, co spowodowało, że zainteresowałam się tą książką. Okładka mnie zachęciła, jednak opis już nie za bardzo. Trochę się wahałam, czy sięgnąć po tę książkę. W ostateczności stwierdziłam, że przeczytam i najwyżej szybko o niej zapomnę. 

Książka „Dom po drugiej stronie jeziora" bardzo szybko mnie wciągnęła. Już od pierwszych stron byłam ciekawa jak potoczy się historia bohaterów. Nie mogłam się doczekać, kiedy bohaterki rozwikłają tajemnicę rodzinną. Historia toczy się współcześnie i w latach dwudziestych. Te kilkadziesiąt lat temu stało się coś, co spowodowało rozpad rodziny. Teraz, bohaterka tamtych wydarzeń wraz z Małgorzatą próbują odkryć, co tak naprawdę się stało. Wydaje się, że jest to niemożliwe, gdyż prawie wszyscy, którzy mogli wiedzieć, co się wtedy działo już umarli. Jednak na światło dzienne wychodzą nowe dowody, które tylko powiększają ciekawość bohaterek, jak i naszą, czytelników. 

W książce „Dom po drugiej stronie jeziora" oczywiście nie wszystko kręci się wokół rozwiązania tajemnicy rodzinnej. Mamy też kilka innych wątków. Jedne są bardziej udane, drugie trochę mniej, a rozwiązań niektórych wątków da się domyślić o wiele wcześniej. Nie zmienia to faktu, że czytałam tę książkę z czystym zaciekawieniem i byłam zadowolona, co dostawałam, nawet jeśli było tu trochę za dużo zbiegów okoliczności. Tę książkę czyta się po prostu dobrze i chce się ją czytać dalej. Smutno mi było, gdy historia się skończyła. To było moje pierwsze spotkanie z panią Bichalską, ale na pewno nie ostatnie. Jestem zachwycona, że odnalazłam kolejną dobrą polską pisarkę.

Ocena 5/6

piątek, 21 lutego 2020

Dobre żony - Louisa May Alcott

Dobre żony to książka dla wszystkich, którzy chcą poznać dalsze losy małych kobietek – poważnej Meg, roztrzepanej Jo, łagodnej Beth i wytwornej Amy.
Upłynęło kilka lat i dziewczęta powoli wkraczają w inny świat, dorośleją, zmieniają się, przeżywają smutki i rozczarowania, nawet tragedie, ale jednocześnie życie nie skąpi im także radosnych i szczęśliwych chwil. Cztery siostry – cztery różne drogi życiowe. 










„Małe kobietki" autorstwa Louisy May Alcott przeczytałam dwa razy w ciągu roku. Rzadko kiedy powtarzam czytanie książki, a już na pewno nie w tak krótkim czasie. To, że przeczytałam ją ponownie może świadczyć tylko o jednym, moje serduszko pokochało historię, którą znalazło na stronach tej książki. Po drugim przeczytaniu, dowiedziałam się, że ma wyjść wznowienie drugiej części. Ta wiadomość sprawiła, że cieszyłam się kilka dni i czekałam niecierpliwie na premierę. Gdy tylko książka „Dobre żony" dotarła do mnie, to zabrałam się za czytanie. 

W świecie sióstr March minęło kilka lat odkąd rozstałam się z nimi wraz z końcem książki „Małe kobietki". Jednak w każdej z bohaterek nadal mogłam się doszukać tych samych cech, za które wcześniej je polubiłam. Ponowne spotkanie się z rodziną March przyniosło mi dużo radości, jak i też innych emocji, niekoniecznie przeze mnie lubianych. W tej części pojawia się też sporo smutku. Historia opisana w tym tomie jest zdecydowanie mniej cukierkowa niż w pierwszej części. Bohaterki zmagają się z przeróżnymi trudnościami już dorosłego życia, które potrafi przynieść więcej smutku niż radości. 

Po skończeniu czytania książki „Dobre żony" byłam jednocześnie szczęśliwa, jak i smutna. Szczęśliwa, gdyż znowu mogłam trafić do tego świata, który tak bardzo polubiłam. Znowu przyglądałam się życiu moich ulubionych bohaterek. Smutna, gdyż skończyłam właśnie niesamowitą przygodę. Wiem, że seria posiada jeszcze dwie części, ale póki ich ktoś nie wznowi to raczej nie uda mi się ich przeczytać. Co nie zmienia faktu, że polecam sięgnąć po książki pani Alcott. Jestem pewna, że przypadną do gustu niejednej osobie.

Ocena 5,5/6

wtorek, 18 lutego 2020

Okno z widokiem - Magdalena Kordel

W Malowniczem przeszłość miesza się z teraźniejszością, a skrywane od lat sekrety rodzinne wychodzą na jaw.
Po pewnej aferze na uczelni Róża, archeolog, postanawia uciec do Malowniczego, które w dzieciństwie było jej ostoją. Czeka tam na nią ukochana babcia ze swoim niemężem.

Sielską atmosferę psuje jednak wstrząsająca informacja – pewien inwestor chce zrównać z ziemią uwielbianą przez Różę kapliczkę św. Antoniego…

Dziewczyna postanawia zawalczyć o swój raj na ziemi. Udaje jej się w to zaangażować niemal każdego, kto akurat znalazł się na jej drodze.

Czy plan Róży się powiedzie? Czy uda jej się ocalić ukochaną ostoję?



Uwielbiam książki Magdaleny Kordel. Kilka lat temu przeczytałam jej pierwszą książkę pod tytułem „Wymarzony dom". Tak mi się spodobała, że połknęłam ją na raz i od tej pory wypatrywałam nowych książek Kordel na rynku. Zaczęłam po nie sięgać nawet nie czytając opisu. Jedne spotkania z twórczością pani Magdaleny były bardziej udane, inne trochę mniej, ale nadal z wielką chęcią sięgam po wszystko co się pojawia z jej nazwiskiem na okładce. Tym razem w moje ręce wpadło wznowienie książki „Okno z widokiem". 

„Okno z widokiem" to kolejna książka, z którą powracamy do Malowniczego. Jednak tym razem z nową bohaterką, a jest nią Róża, która na co dzień jest archeologiem, a w znanym nam miasteczku z poprzednich książek wychowywała się i odwiedza w nim swoją babcię. Historia rozpoczęła się dosyć typowo. Od razu można rozpoznać kto napisał tę książkę. Spotkałam styl pisania, który bardzo polubiłam od pierwszego zaczytania. Jednak „Okno z widokiem" należy do tej grupy książek, w której pojawiło się kilka zgrzytów między nami. Takim największym zgrzytem był wątek z policjantami, który miał chyba bawić, a mnie zirytował swoją głupotą. 

„Okno z widokiem" to kolejna dobra książka pani Kordel. Pojawiło się kilka zgrzytów, ale to nie zmieniło mojego ogólnego zdania o twórczości tej autorki. Nadal zostaje w mojej topce autorów po których z wielką chęcią sięgam. „Okno z widokiem" to lekka pozycja, przy której niejedna osoba się zrelaksuje. Czyta się ją bardzo szybko, jeden albo dwa wieczory i kończymy tę przygodę w Malowniczem.

Ocena 4,5/6

wtorek, 11 lutego 2020

Możemy cię zbudować - Philip K. Dick

Louis Rosen i Maury Rock handlują elektronicznymi klawikordami, lecz sprzedaż kuleje, a ich ambicje sięgają znacznie wyżej. Postanawiają produkować i sprzedawać ludzi, a właściwie doskonałe cybernetyczne sobowtóry postaci historycznych. Problem polega na tym, że jedynym ich potencjalnym wspólnikiem jest Sam K. Barrows, chciwy miliarder o usposobieniu i moralności rekina, a prototyp, Abraham Lincoln, wcale nie ma ochoty być sprzedany i powołuje się na swe konstytucyjne prawa...








Od pewnego czasu ciekawiła mnie twórczość Philipa Dicka. Słyszałam, że jest dobra i to powodowało, że miałam ochotę się z nią zapoznać. Trochę czasu minęło, a ja w końcu sięgnęłam po książkę Dicka. W moje ręce trafiła pozycja pod tytułem „Możemy cię zbudować". Byłam jej bardzo ciekawa, więc nie stała ona zbyt długo na mojej półce. Dosyć szybko zabrałam się za jej czytanie. 

Ciekawość, jaka została wzbudzona przed rozpoczęciem czytania spowodowała, że początek książki bardzo szybko pochłonęłam. Szybko mogłam sformułować swoje pierwsze spostrzeżenia. Historia mi się podobała, więc czytałam dalej. Byłam ciekawa co dostanę. Trochę inna rzeczywistość, maszyny, choroby psychiczne to zdecydowanie plusy tej książki, które powodują, że ten świat wciąga czytelnika do siebie. 

„Możemy cię zbudować" to oryginalna, ciekawa historia, która zainteresuje niejednego czytelnika. Sposób w jaki została napisana ta książka powoduje, że aż chce się czytać. Mimo tego czegoś zabrakło mi w tej pozycji. Była dobra, nawet bardzo dobra, ale dla mnie nie była genialna, a chyba tego się trochę spodziewałam po twórczości Dicka. Jednak postanowiłam się nie zrażać i na pewno jeszcze po jakieś jego książki sięgnę i sprawdzę, czy się z tym autorem bardziej polubię. 

Ocena 5/6

poniedziałek, 3 lutego 2020

Zabić drozda - Harper Lee, Fred Fordham

Zabić drozda to przejmująca wizja Południa Stanów Zjednoczonych w latach trzydziestych XX wieku. Obrazy konfliktów rasowych i klasowych, hipokryzji i heroizmu, zderzenia tradycji z nieuniknionymi przemianami poznajemy z perspektywy dziewczynki dorastającej wraz z bratem, ojcem i nianią.
Książka jest dziś równie ważna, jak wówczas, gdy ujrzała po raz pierwszy światło dzienne – w roku 1960, czyli w burzliwych czasach walki o równouprawnienie. Autorka przedstawia złożoność ludzkiej natury i głębię ludzkich serc z poczuciem humoru, w bezkompromisowo uczciwy sposób. Zarówno dotychczasowi wielbiciele
powieści, jak i obecni czytelnicy mogą podziwiać najbardziej pamiętne sceny tej książki w zupełnie nowej odsłonie.


Lubię od czasu do czasu sięgnąć po jakiś nieznany mi klasyk. Bardzo często odkrywam wtedy niesamowite historie. Powieść „Zabić drozda" już od jakiegoś czasu była na mojej liście do przeczytania. Nie wiedziałam nawet zbytnio o czym ona jest, wiedziałam tylko, że jest klasykiem, z którym warto się zapoznać. Po oryginalną historię nie udało mi się jeszcze sięgnąć, ale niedawno na rynku ukazała się jako powieść graficzna. Pomyślałam, że to będzie ciekawa forma poznania klasyki, więc zabrałam się za jej czytanie. 

Zaczynając tę powieść nie wiedziałam czego się spodziewać. Opis, który znajduje się z tyłu książki nie zdradza zbyt wiele. Sama historia również zaczyna się dosyć tajemniczo. Pomimo tego moja ciekawość została rozbudzona, a im więcej czasu spędzałam z tą książką tym było coraz lepiej. Bardzo szybko wsiąknęłam w świat tej powieści. Z chęcią poznawałam tekst, jak i przyglądałam się rysunkom spod ręki Freda Fordhama, które zdecydowanie cieszą oko.

Jestem pod wrażeniem samej historii, jak i rysunków. Połączenie jednego z drugim sprawiło, że zapoznawanie się z tą powieścią było dla mnie niesamowitą przygodą. Przygodą pełną ciekawości, emocji i zachwytu nad tym, co dostałam. Ta pozycja tak mi się spodobała, że mam ochotę zapoznać się z oryginalną historią oraz jeszcze jakimś klasykiem w formie graficznej. Polecam!

Ocena 6/6