czwartek, 28 września 2017

Dachołazy - Katherine Rundell

 Wszyscy myślą, że Sophie jest sierotą. Rzeczywiście, nie potwierdzono, aby jakakolwiek kobieta ocalała z wraku, który opuściła Sophie, dryfując w futerale po wiolonczeli przez kanał La Manche. Sophie jednak pamięta widok matki wzywającej pomocy. Jej opiekun mówi, że to niemal niemożliwe, aby jej matka wciąż żyła, jednak „niemal" oznaczało, że taka możliwość istniała. Dlatego kiedy nadszedł list z opieki społecznej, z którego wynikało, że grozi jej sierociniec, Sophie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Uciekła do Paryża, aby odnaleźć matkę, wyposażona w jedną jedyną wskazówkę - adres lutnika, który wykonał wiolonczelę. Kim są tytułowe dachołazy i czy pomogą jej odnaleźć mamę?





Po przeczytaniu opisu książki ,,Dachołazy" byłam bardzo jej ciekawa. Z jednej strony na okładce widnieje napis, iż otrzymała ona nagrodę w kategorii literatura dziecięca, a z drugiej opis nie do końca brzmiał dla mnie, jak książka dla dzieci. Zaciekawiona tym zaczęłam ją czytać. 

Bardzo szybko przekonałam się, że jest to pozycja równie dobra dla młodszych, jak i starszych czytelników. Bohaterowie w młodszym wieki oraz zastosowanie prostego języka na pewno pozwoli mniejszym miłośnikom książki na przywiązanie się do tej lektury. Ci więksi mogą pokusić się na wciągającą historię oraz relaks, jaki można doznać czytając tę książkę, gdyż jest to typowa pozycja niewymagająca zbytniego wysilania szarych komórek. Po prostu się ją czyta i rozkoszuje chwilą zapomnienia oraz przeniesienia do innego świata. 

Muszę przyznać, że na początku w ogóle nie rozumiałam tytułu książki. Miałam chyba jakieś kompletne zaćmienie mózgu, bo do głowy nie przyszły mi żadne skojarzenia. W momencie, gdy pojawiły się dachołazy w książce, śmiałam się sama z siebie. Po zapoznaniu się z nimi, bardzo ich polubiłam, gdyż byli to kolejni bohaterowie, którzy w ciekawy i niecodzienny sposób radzili sobie z codziennością. Aż sama zaczęłam się zastanawiać, jak to jest spędzać dnie w taki sposób. 

Polubiłam tytułowych dachołazów, jak i innych niebołazów, jednak niewątpliwie moimi ulubionymi bohaterami byli Sophie oraz jej opiekun, Charles. Oboje na swój sposób szaleni, niepowtarzalni z niecodzienną więzią, jaka ich połączyła. Muszę wyznać, że trochę zazdrościłam Sophie tego kreatywnego wychowania bez sztywnych, szkolnych reguł i możliwości pisania po ścianach.

,,Dachołazy" to jedna z tych książek, która spodoba się dla każdego bez względu na płeć czy wiek. Ja, nieco starsza od tych najmniejszych czytelników, bawiłam się świetnie. Polecam. 

Ocena 5/6