poniedziałek, 7 października 2013

Alchemia miłości - Eve Edwards

Kiedy w 1582 roku młody Will Lacey został hrabią Dorset, czekało go trudne zadanie. Zmarły ojciec zostawił majątek w ruinie i Lacey musiał jak najszybciej ożenić się z posażną panną, aby uratować swój ród. Na dworze Elżbiety I pełno było takich dam, lecz serce Willa biło mocniej tylko dla Ellie – ślicznej, uczonej dziewczyny, która nie posiadała nic poza bezwartościowym hiszpańskim tytułem. Gdy rodzina nalegała, aby Will poślubił lady Jane, piękną i bogatą szlachciankę, której majątek mógłby podnieść ich ród z upadku, młody hrabia stanął przed odwiecznym wyborem – serce czy rozum? Książka Eve Edwards jest mądrą opowieścią o miłości w trudnych czasach, podległych wielkiej polityce. Anglia, której król Henryk VIII narzucił przejście na protestantyzm, pod władzą Elżbiety I żyje obsesją katolickich szpiegów i zagrożenia ze strony Hiszpanii. Szlachcic z dworu królowej, który zakochał się w dziewczynie z hiszpańskim tytułem, wiele ryzykował…

Nie za często sięgam po książki osadzone w przeszłości. Jeśli to robię to musi kierować mną ciekawość. Tak też było w przypadku książki ,,Alchemia miłości". XVI wiek za wiele mi nie mówi, oprócz tego, że był strasznie dawno temu. Nie mam więc pojęcia czy autorka dobrze go nakreśliła, lecz wiem jedno za książkę, którą stworzyła należą się jej oklaski. 

Byłam ciekawa tej książki od jakiegoś czasu, lecz byłam pewna, że mnie nie zachwyci. Bardzo się zdziwiłam, gdyż książka bardzo szybko mi się spodobała. Nie spodziewałam się tego ani po książce, ani po sobie. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam rozwój wypadków, kibicowałam dla bohaterów których polubiłam oraz z ciekawością przyglądałam się zwyczajom, jakie panują w świecie Willa i Ellie. 

Nie wciągnęłam się jednak w historię na tyle by galopować przez strony książki, lecz przyjemnie spędziłam czas poznając tę książkę. Godziny może i wolno płynęły, lecz mi się one podobały, więc nie ma na co narzekać. Zakończenie jak najbardziej mnie zadowoliło, choć podejrzewałam, że książka się tak skończy. Cieszę się, że ,,Alchemia miłości należy do trylogii, gdyż będę mogła jeszcze dwa razy powrócić do tego świata, wieku i stylu autorki, który sprawił, że mnie ta książka nie odepchnęła. Polecam! 

Ocena 5/6

11 komentarzy:

  1. Szkoda, że ta książka jest częścią trylogii. Już na chwilę obecną ciągnę 3 różne trylogie, więc na razie mam dość.

    OdpowiedzUsuń
  2. prawdę mówiąc niezbyt mnie ciągnie do tej książki, trochę ze względu na to, że naczytałam się już jej negatywnych recenzji. ale jeśli będzie okazja, kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Być może znajdę ją w bibliotece, lubię książki historyczne.
    Pozdrawiam,
    Ola :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja właśnie ją kończę i zrecenzuję na dniach:)

    OdpowiedzUsuń
  5. książka nie jest bez wad, ale podobała mi się staranność z jaką oddano realia epoki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam! Bardzo mi się podobała, przyjemna lektura. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem przekonana - mam wrażenie, że to książka w rodzaju Odmieńca, na którym się bardzo zawiodłam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!!