piątek, 2 października 2020

Księga bezimiennej akuszerki - Meg Elison

Kiedy zasypiała, świat był skazany na zagładę. Gdy się obudziła, był już martwy. Przetrwanie apokalipsy to jednak dopiero początek. Na skutek tajemniczej gorączki na całym świecie umiera bardzo wielu mężczyzn oraz niemal wszystkie kobiety i dzieci. Ciąża i poród oznaczają wyrok śmierci – zarówno dla matki, jak i dla dziecka. Samotna położna brnie przez cmentarzysko, jakim stał się świat, usiłując znaleźć dla siebie miejsce w nowej, groźnej rzeczywistości. Filary cywilizacji runęły, została tylko brutalna siła i ci, którzy ją mają. Pozostałe przy życiu kobiety są prześladowane przez bandy mężczyzn, którzy je chwytają, trzymają w łańcuchach, używają ich i nimi handlują. Żeby zachować wolność, położna przebiera się za mężczyznę i unika ludzi. Wkrótce odkrywa jednak, że jej zadanie nie ogranicza się do chronienia smutnej namiastki własnej niezależności. Jeśli ludzkość ma się odrodzić, będzie potrzebowała akuszerki.


Po zobaczeniu zapowiedzi książki pod tytułem „Księga bezimiennej akuszerki”, nabrałam ochotę, aby ją przeczytać. Napisanie, że jest to „Opowieść podręcznej” w świecie postapo średnio do mnie przemawiało, bo wydaje mi się, że takie porównania rzadko są trafione. Jednak opis książki pani Elison mnie zainteresował i sprawił, że zechciałam zapoznać się z tą historią.

Do książki „Księga bezimiennej akuszerki” podeszłam z pozytywnymi myślami. Czułam, że ta historia mi się spodoba i się nie pomyliłam. Książka wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Rozgrywająca się przed oczami czytelnika historia była lekko przerażająca, ale też dodająca odrobinę otuchy. Wydarzenia rozgrywają po tym, jak wiele osób zmarło na skutek grypy. Na świecie została garstka ludzi i radzą sobie na różne sposoby. Nasza główna bohaterka jest tą nadzieją, że w niełatwej rzeczywistości można radzić sobie inaczej niż wszyscy i może to jest właśnie wyjście, aby przetrwać.

Książkę „Księga bezimiennej akuszerki” czyta się bardzo płynnie. Jak już zanurzyłam się w czytanie, to w mojej głowie płynęły obrazy przedstawionej rzeczywistości. Nie była to książka, za którą tęskniłam, jak odłożyłam na bok, ale z wielką chęcią wracałam do jej czytania. Byłam bardzo ciekawa jak zakończy się opisywana historia i ani trochę się nie zawiodłam. Miałam pewne przypuszczenia, ale nie do końca one się spełniły, co jest zdecydowanie plusem, bo doznałam zaskoczenia, że tę historię można skończyć w taki sposób.

„Księga bezimiennej akuszerki” to pierwsza część trylogii „Droga donikąd”. Jestem już ciekawa, co mnie spotka w kolejnych częściach i na pewno będę je wypatrywać w zapowiedziach.

Ocena 5/6 

3 komentarze:

  1. Nie są to moje klimaty czytelnicze, ale na pewno pokażę Twoją recenzję mojej przyjaciółce, która uwielbia takie książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę przeczytać. Czuję, że przypadnie mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!!