poniedziałek, 3 września 2012

I po cholorę mi to było - Marta Osa

Niemal każdy ma w życiu chwile, w których chciałby zacząć wszystko od nowa. A dlaczego nie? Nie ma uczuć tak zamotanych, żeby ich nie odmotać, nie ma spraw tak zakończonych, żeby nie zmienić im zakończenia. Wszystko da się odkręcić! Jak butelkę metaksy. O tym właśnie jest ta pełna humoru historia.
Olka, znerwicowana nauczycielka plastyczka, zupełnie niechcący zmienia swoje życie. Zaczyna od napaści na księdza katechetę, w efekcie której odchodzi ze szkoły, potem postanawia zająć się swoim ogrodem i… sobą. Dołącza do ekipy ogrodników, jednak nie jako ogrodnik. Przewraca też do góry nogami życie swoich przyjaciół i przeżywa z nimi niecodzienne przygody. Desperacko szuka drugiej połowy, co niesie za sobą całą masę krępujących i zabawnych sytuacji. Nieświadomie wkracza w inny świat, zawiera nowe przyjaźnie i odnajduje stare miłości.
I mimo upływających lat i straconych okazji kieruje się przekonaniem, że najlepsze wciąż jeszcze przed nią.

Ola jest czterdziestoośmioletnią nauczycielką sztuki o artystycznej duszy. Widząc jak ksiądz źle traktuje koleżankę nauczycielką bez namysłu, w jej obronie, policzkuje go. Co skutkiem był roczny urlop zdrowotny. Nie wiedząc co zrobić z tak dużym wolnym czasem zaczyna zmiany. Zaczyna od zmiany fryzury przechodząc do czasochłonnego remonty ogrodu, w którym pomaga jej były uczeń i do którego sama przygotowuje wizualizacje, dzięki której zyskuje kolejne zajęcie. Lecz niestety żadne zapychacze czasu nie potrafią sprawić by w końcu zapomniała o utraconej miłości.

Pierwsze co mi przychodzi do głowy w podsumowaniu tej książki jednym zdaniem jest to, że świetnie się przy niej bawiłam. Nasz bohaterka jest niezwykle nie raz zabawna, gdy tylko uśmiech znikał mi z twarzy pojawiał się następny. I właśnie ta cecha sprawiła, że nie mogłam się oderwać od książki póki jej nie skończyłam, a było to dość łatwe, gdyż książka za wielkich rozmiarów nie jest. Lecz nie zawsze było kolorowo, w końcu stykamy się z kobietą, która wiele przeżyła w życiu, więc znajdziemy tu bardzo emocjonalne fragmenty rozterek, załamania, zadumy. 

Z całą pewnością mogę polecić tę książkę. ,,I po cholerę mi to było!" okazała się książką, która idealnie przypasowała do mojego gustu czytelniczego i myślę, że przypasuje także dużej liczebnie grupy czytelniczej. Towarzyszymy bohaterce w jej najlepszych jak i najgorszych momentach jej życia, które wydarzają się na przestrzeni kilku miesięcy. Niestety książka posiada jedną wadę, która od czasu do czasu bardzo kuła mnie w oczy, a mianowicie autorka postanowiła dodać kilka "luzackich" tekstów, które czasami psuły klimat książki, lecz postanowiłam, że jak najszybciej o nich zapomnę by pamiętać tylko te dobre momenty.

Ocena 6/6
Za książkę serdecznie dziękuję!!

Macie może ochotę na ,,Uniesienie" Lauren Kate? Zapraszam po nią do konkursu!

8 komentarzy:

  1. Kilka dni temu zastanawiałam się właśnie czy kupić tę książkę, czy też nie. Teraz po przeczytaniu twej recenzji już wiem, że śmiało, bez obaw mogę po nią sięgać i tak też zrobię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chciała cofnąć czas o 2 msc i powrócić do początku wakacji:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę kiedyś przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oo, chętnie po nią sięgnę, skoro warto :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm.. zapowiada się ciekawie ! :) Bardzo fajny blog, na pewno wpadnę tu częściej ! :)
    zapraszam do mnie :
    http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. tytuł przywołuje mi skojarzenia z serią o Judycie autorstwa Grocholi. mam nadzieje, że literacko też będą do siebie podobne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa recenzja, wysoka ocena, więc z chęcią przeczytam tę książkę, jeżeli wpadnie mi w łapki:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!!