środa, 4 września 2024

Po tamtej stronie lasu - Anna Bichalska

 

Opis Wydawcy: Porządkując rzeczy po zmarłej matce, Ewa natrafia na starą szkatułkę należącą kiedyś do jej babki. Jest tam kilka pamiątek i stary album, który pamięta z dzieciństwa, a w nim tajemnicze zdjęcia. Przeszłość babki zawsze była niejasna i pełna niedomówień, matka Ewy miała tylko mgliste wspomnienia z wczesnego dzieciństwa.

Bardzo lubię książki Anny Bichalskiej. Odkąd przeczytałam jej pierwsza książkę, to nie wyobrażam sobie, aby nie sięgnąć po kolejną. Ogromnie się cieszę, gdy dostrzegę, że napisała coś nowego. „Po tamtej stronie lasu” nie jest już nowością, ale nadal najnowszą powieścią obyczajową od autorki.

Wiedziałam, że sięgając po książkę Anny Bichalskiej znowu będzie czekało mnie rozwiązanie jakiejś zagadki. Nie pomyliłam się. Ewa, czyli bohaterka książki „Po tamtej stronie lasu” próbuje dowiedzieć się czegoś o przeszłości własnej rodziny. Wyrusza się w podróż za śladami, a my wraz z nią.

Wciągnęłam się w rozwiązanie rodzinnej tajemnicy. Spodobało mi się to, że poznajemy historię z teraźniejszości, jak i z przeszłości. Oba te wątki bardzo zgrabnie są połączone i tylko zwiększały moje zainteresowanie powieścią. Im więcej stron przeczytałam, tym trudniej było mi się od niej oderwać.

Uwielbiam książki Ani Bichalskiej za tajemnice do rozwikłania, za te rodzinne elementy, za klimat i te wątki romantyczne, które przecież pojawiają się w historii każdej rodziny. Po raz kolejny jestem zachwycona i czekam na kolejną książkę.

Wydawnictwo Harper Collins 

sobota, 31 sierpnia 2024

Jedna z nas musi umrzeć - Daria Orlicz

 

Opis Wydawcy: W malowniczej Ostródzie przepada bez wieści młoda dziewczyna, której instagramowe konto śledzi kilkanaście tysięcy osób. Lena „Osa” Osowska, młoda youtuberka zafascynowana zbrodniami, postanawia przyjrzeć się sprawie. Być może tajemnicze zniknięcie Jagody ma jakiś związek z brutalnym morderstwem autostopowiczki, której bestialsko okaleczone zwłoki znaleziono na opuszczonym poligonie? Lena jedzie do Ostródy i prowadząc własne prywatne śledztwo, zamierza nakręcić gorący materiał z serii true crime. Nie wie, że ten, którego wszyscy szukają, upatrzył sobie również ją… Kto nim jest? Miejscowy wikary szwendający się nocami po mieście? Zakompleksiony chłopak o ksywce Wierny Piesio, który od lat kochał się w zaginionej Jagodzie? Przystojny instruktor sztuk walki, a może mieszkający w porośniętej winoroślą starej willi lokalny dentysta odludek?

Trzy lata temu przeczytałam swoją pierwszą książkę autorstwa Darii Orlicz. Była to książka od tytułem „Diabelski młyn”. Od tej pory nazwisko tej autorki kojarzy mi się z brutalnością i dobrymi historiami. Nic więc dziwnego, że mam ochotę czytać więcej thrillerów od tej autorki. Nie mogłam, więc ominąć tego o tytule „Jedna z nas musi umrzeć”. Jakie wrażenia odniosłam tym razem? 

Znowu mamy trupy, mamy zaginięcie, więc znowu także mamy zagadkę kryminalną do rozwiązania. Policja podąża za śladami, które próbuje odkryć także pewna youtuberka. Osa na swoim kanale opowiada o zbrodniach i próbuje zdobyć dobry materiał do kolejnego nagrania. W otoczeniu zaginionej dziewczyny wydaje się być sporo potencjalnych sprawców. Pytanie, kto odkryje go jako pierwszy i czy spotka go jakieś niebezpieczeństwo po drodze. 

Podczas czytania z wielką chęcią podążałam za każdą poszlaką, śladem jakie podrzuciła nam autorka. Miałam w głowie swoją wersję wydarzeń, która się trochę zmieniała wraz z przeczytanymi stronami. Doceniam to, że autorka nie boi się przedstawić drastycznych czy też obrzydliwych scen. 

Lubię książki Darii Orlicz i po przeczytaniu książki „Jedna z nas musi umrzeć” to podtrzymuję. Ponownie zostałam zaskoczona, zaintrygowana, czasem zniesmaczona. A to wszystko po to, aby ciężko było mi się oderwać od lektury. Doceniam to i czekam na kolejną historię.

Wydawnictwo Harper Collins 

wtorek, 27 sierpnia 2024

Poczwarki - John Wyndham

 

Opis Wydawcy: Ojciec Davida Strorma nie pochwala niezwykle dużych koni Angusa Mortona, nazywając je bluźnierstwem przeciwko naturze. Nie zdaje sobie sprawy, że jego własny syn, siostrzenica Rosalind i ich przyjaciele mają swoją sekretną aberrację, która określa ich jako mutantów. Jednak w miarę jak David i Rosalind dorastają, coraz trudniej jest ukryć ich odmienność przed starszymi wioski.

Dosyć niedawno miałam okazję przeczytać książkę „Dzień tryfidów” Johna Wyndhama, która mnie jednocześnie zachwyciła i przestraszyła. Gdy zobaczyłam, że Dom Wydawniczy Rebis wydał kolejną książkę tego autora, to wiedziałam że muszę ją przeczytać. W książce „Poczwarki” autor przedstawia kolejną wizję świata po katastrofie. Tym razem na pierwszym planie stawia mutantów. 

Książka „Poczwarki” opowiada historie ludzi po zagładzie zwaną Udręką. W tym świecie nie ma miejsca na inność. Jeżeli jakaś roślina, zwierzę czy człowiek wykazuje odchylenia od normy, o której mówi Biblia, to jest eliminowany ze społeczeństwa. W tym świecie żyje David, który ma pewną mutację, lecz nie jest widoczna na pierwszy rzut oka. Czy uda mu się przeżyć w tym strasznym świecie? A może zostanie zaakceptowany?

Muszę przyznać, że przedstawiona wizja świata w tej książce jest dziwna. Nie rozumiałam tej chęci czystości i poprawności. Jeżeli coś było uznane za odchylenie od normy, to nie mogło istnieć. Coś się nie zgadza z całą uprawą pomidorów? Spalmy to? Urodziło się dziecko z dodatkowym palcem? Wyrzucamy go ze społeczeństwa. Jednak cały czas miałam nadzieję, że w tym społeczeństwie żyją ludzie, którzy są w stanie się zaakceptować inność. 

Polubiłam głównego bohatera, czyli Davida. Chłopak żył w niełatwym świecie. Przez długi czas nie opuszczał go strach przed wygnaniem i wyrzeczeniem się go przez rodzinę. Bałam się o jego los. 

Nie jestem w stanie sobie wyobrazić życia w takim świecie, jaki poznałam w książce „Poczwarki”. Od początku go nie polubiłam, lecz jednocześnie martwiłam się o życie naszych bohaterów. Mam wrażenie, że jest to jedna z tych historii, która zostawia po sobie ślad w pamięci czytelnika. 

Dom Wydawniczy Rebis 

niedziela, 25 sierpnia 2024

Smoki i demony - Kel Kade

 

Opis Wydawcy: Wszędzie, gdzie pojawił się Mroczna Nowina zapanował chaos. Królestwa walą się w gruzy, Ashai tkwi w jadowitym uścisku Caydeana a los milionów leży na szali. A Rezkin...wyrusza by ratować przyjaciela. Tak każą Zasady, a jeśli stoi to w sprzeczności z dobrem Imperium, to tym gorzej dla Imperium. W drodze do zjednoczenia i pokoju padnie jeszcze wiele ofiar. Wiele łez zostanie wylanych i wiele krwi wsiąknie w beznamiętną ziemię. Wzrastająca fala gniewu w końcu zmiecie wszystko, co napotka na swojej drodze i uderzy w ostateczną przyczynę wszystkich nieszczęść - Rezkina. Człowiek nie miałby żadnych szans w tym starciu. Jednak Rezkin nie jest człowiekiem. Jest burzą.

Kiedy kilka lat temu zobaczyłam zapowiedź pierwszej części serii „Kroniki mroku”, to nie byłam pewna czy to książka dla mnie. Lubię książki fantasy, lecz opis nie przekonywał mnie do końca. Jednak zdecydowałam się ją przeczytać. Teraz, wiem, że zrobiłam dobrze. Polubiłam Rezkina i czytanie o jego przygodach. Z każdą częścią coraz bardziej przywiązywałam się do historii i sięgając po piątą część, czyli „Smoki i demony” wiedziałam, że będę zachwycona. 

W końcu mogłam wrócić do Rezkina. Czekałam na to prawie dwa lata, czyli odkąd skoczyłam czytać poprzednią część. Byłam ogromnie ciekawa, co nowego zadzieje się u bohatera i ani trochę się nie zawiodłam. Dostałam kolejne ciekawe przygody, szalone intrygi, brutalne walki i intrygujące nowe postacie. W pewnym momencie zastanawiałam się czy na pewno czytam książkę z serii „Kroniki mroku”. Upewniłam się, że tak i wtedy mogłam w pełni cieszyć się z nowych wątków, które były zaskakujące. 

Tyle czekania na książkę i znowu tak szybko się skończyła. Kiedy już zaczęłam czytać książkę „Smoki i demony”, to ciężko było mi się od niej oderwać. Cały czas coś się tutaj działo i byłam ciekawa co stanie się dalej z bohaterami. Sięgnięcie po serię książek napisaną przez Kel Kade to była jedna z lepszych moich decyzji, gdyż stała się jedną z moich ulubionych. Teraz, nie pozostaje mi nic innego, muszę czekać kolejne lata na następną część.

Wydawnictwo Fabryka Słów 

poniedziałek, 19 sierpnia 2024

Dzień tryfidów - John Wyndham

 

Opis Wydawcy: Billowi Masenowi wydaje się, że ma pecha. Cały świat zachwyca się spektakularnym deszczem meteorów, a on leży w londyńskim szpitalu z porażonym wzrokiem. Gdy jednak zaniepokojony zniknięciem personelu zdejmuje bandaże, okazuje się, że może się uważać za szczęśliwca – tylko on i garstka innych osób wciąż widzą. Ślepcy skaczą z okien, zapijają się na śmierć. Ci, którzy nie popadli w czarną rozpacz, wyłapują widzących. Szerzy się zaraza. Masen ucieka na wieś, tam jednak na ludzi polują nowi drapieżcy…

Zastanawialiście się kiedyś jak to by było gdybyście mieli stracić jakiś zmysł? Ja się kilka razy zastanawiałam. Zawsze wydawało mi się, że jakoś bym dała radę przeżyć bez słuchu albo mowy. Uważam, że najgorzej byłoby stracić wzrok. Najtrudniej byłoby mi się dostosować do nowego życia. A co by się stało, gdyby większość ludzi straciłaby wzrok? Właśnie taka perspektywa została pokazana w książce „Dzień tryfidów”.

Odkąd tylko pojawiła się pierwsza książka w ramach serii „Wehikuł czasu”, to wiem po jakie książki science-fiction sięgać. Książka „Dzień tryfidów” Johna Wyndhama została napisana w latach pięćdziesiątych, więc nie jest najmłodsza, lecz ja wcześniej o niej nie słyszałam. Kiedy zobaczyłam zapowiedź tej książki to od razu zdecydowałam się ją przeczytać i teraz w ogóle tego nie żałuję. Jestem bardzo zadowolona z lektury.

Lubię poznawać różne postapokaliptyczne historie. Tym razem większość ludności straciła wzrok. Tylko garstce udało się go zachować. Między innymi Billowi, który nie mógł obejrzeć spektakularnego deszczu meteorytów, gdyż przebywał w szpitalu. Gdy budzi się w dniu, w którym mają ściągnąć mu bandaże z oczu, to odkrywa chaos. Chaos, który ogrania całe miasto. Ludzie bez wzroku przestają przestrzegać jakichkolwiek zasad, wiele z nich popada w rozpacz.

Wizja świata przedstawiona w książce „Dzień tryfidów” jest przerażająca. Zaskakujące było to, co ludzie potrafią zrobić, kiedy myślą, że ich koniec jest bliski i chcą przetrwać. W tym wszystkim jednak można się doszukać odrobiny normalności. Mimo wielu zagrożeń, które powstały w nowej rzeczywistości, pozostali ludzie którzy potrafią się dostosować do niej bez krzywdzenia innych.

„Dzień tryfidów” zaskakuje przedstawionym światem, ale także sprawia, że chce się o nim czytać jak najwięcej. Interesujące jest jak zachowują się ludzie zaraz po katastrofie, a jak po pewnym czasie, kilku lat po niej. Moim zdaniem całą powieść została dobrze przemyślana i napisana. Ma się wrażenie, że dokładnie tak ludzkość zachowałaby się, gdyby musiała żyć w takim świecie. Jest to zarówno przerażające jak i fascynujące.

Dom Wydawniczy Rebis