Dorośli mogą nosić spodnie z dziurami i chodzić do kina, gdy jest już całkiem ciemno. Tylko ja nie! A przecież jestem całkiem duża, a nie mała jak rok temu. Rodzice nic nie rozumieją. Na szczęście mam jeszcze przyjaciółki, żółwia Madonnę i… marzenia! Tych ostatnich mam całe mnóstwo: chciałabym po szkole wpaść przypadkiem na Rubena, dostać najmodniejszą koszulkę, ale przede wszystkim – marzę o tym, by mieć kota! Tylko moja mama absolutnie nie chce się na to zgodzić. Jak ją przekonać? Przecież absolutnie każde marzenie trzeba spełniać!
Mikołajek został stworzony przez Goscinnego kilkadziesiąt lat temu. Przez ten czas zdążył zabawić wiele pokoleń. Ja Mikołajka poznałam dosyć późno, bo już w dorosłym życiu. Jednak i tak go bardzo polubiłam. Niedługo później córka Goscinnego stworzyła Lukrecję. Z tą bohaterką poznałam się od razu i od razu stałam się jej fanką. Z wielką radością podchodzę do każdej kolejnej części opowiadającej o Lukrecji. Z wielką przyjemnością rozpoczęłam siódmy tom, czyli „Lukrecja spełnia marzenia”.
Czytanie książki „Lukrecja
spełnia marzenia” to była dla mnie czysta zabawa. Uwielbiam Lukrecję i jej
szaloną rodzinkę. Historie opisywane w książce są krótkie i bardzo przyjemne.
Napisane z humorem, pełne codziennych i niecodziennych sytuacji wprost z życia
nastolatki i jej najbliższych. Bardzo lubię wracać do świata Lukrecji.
Bohaterowie tej serii mają naprawdę ciekawe pomysły, z których wynikają zabawne
sytuacje, przy których czytelnik dobrze się bawi.
Książka „Lukrecja spełnia
marzenia” po raz siódmy pokazała mi, że Anne Goscinny ma niezwykły talent do
pisania i poczucie humoru, który trafia w moje gusta. Może się wydawać, że po
przeczytaniu siedmiu części ma się dosyć tego świata i bohaterów, że można
przeczuć przesyt. Jednak ja tak nie czuję. Mogłabym przeczytać jeszcze wiele
historii z Lukrecją i mam nadzieję, że tak się stanie.
Wydawnictwo Znak Emotikon