środa, 30 września 2020

Chłopcy Jo - Louisa May Alcott

 Światowy bestseller Małe kobietki doczekał się kolejnych tomów, w których autorka, Louisa May Alcott kontynuowała – na wyraźne żądanie swoich Czytelników – opowieść o losach swoich bohaterów. Po dziesięciu latach czytelnik powraca zatem do Plumfield, aby poznać dalsze losy sióstr March, ich dzieci i wychowanków. Życie małej wspólnoty toczy się wokół college'u ufundowanego przez pana Lauriego, jednej z pierwszych koedukacyjnych uczelni w Ameryce. Tymczasem chłopcy Jo – Rob, Ted, Tom, Nat, Emil, Demi i Dan – stają na progu dorosłości. Każdy z nich wybiera drogę życia zgodną ze swoim charakterem i powołaniem. I choć niektórym z nich przyjdzie okupić te wybory wielkim wysiłkiem, żaden z chłopców nie przegra swojego życia.

 

Jakiś czas temu moje serce zostało skradzione przez pewną książkę. „Małe kobietki” przeczytałam dwa razy w ciągu roku, czego zazwyczaj nie robię. Ta książka wywarła na mnie duże wrażenie i mam ochotę sięgnąć po nią ponownie. Jednak na razie tego nie robiłam, gdyż regularnie zaczęły się pojawiać książki kontynuujące historię. Z niemałą ciekawością podchodziłam do kolejnych części, lecz żadna nie podbiła mojego serca tak jak pierwsza część. Niedawno, ukazał się ostatni tom tego cyklu, czyli „Chłopcy Jo”.

Książka „Chłopcy Jo” jest o wychowankach Jo, jak wskazuje na to tytuł. Jo opiekowała się i wychowała gromadkę dzieci, których losy mamy okazję bliżej poznać. W tej części przenosimy się w przyszłość o dziesięć lat, więc sporo wychowanków już coś osiągnęło, wybrało jakąś życiową drogę, założyło rodzinę. Możemy dowiedzieć się, co tam u każdego bohatera słychać, a przy okazji pojawiają się także siostry March, które tak bardzo polubiłam w pierwszej części.

Historia opisana w czwartej części nie podbiła mojego serca. Czytało się ją przyjemnie, ale bez większych fajerwerków. Pojawiło się tutaj tylu bohaterów, że czasami gubiłam się i nie byłam do końca pewna o której postaci czytam. Dało się jednak wszystko połączyć jakoś w całość. Jestem zachwycona, że w ostatnim czasie ukazały się na polskim rynku wszystkie cztery części i to tak pięknie wydane. Dzięki temu mogłam poznać całą historię rodziny March i ich przyjaciół. Przy okazji cieszyłam też oczy ładnymi ilustracjami. Nie żałuję, że poznałam tę serię i na pewno z chęcią będę do niej wracać.

Ocena 4,5/6 

poniedziałek, 28 września 2020

Wyspa zero - Jarosław Sokół

 Jest maj 1945. Poniemieckie Świnoujście na wyspie Uznam leży w gruzach. Na ulicach grasują bandy uzbrojonych szabrowników. Brakuje wody i prądu. Panuje głód, chaos i strach.
W mieście rządzi żelazną ręką sowiecki komendant Osipowicz. Ale nawet on nie jest w stanie powstrzymać narastającej fali zbrodni. Ktoś zabija byłych więźniów obozów koncentracyjnych – Polaków, Rosjan, Niemców. Tylko jeden człowiek może pomóc w schwytaniu mordercy. Jest nim Kostrzewa, przedwojenny polski policjant, którego detektywistyczne umiejętności okazują się nie do przecenienia. Jego dotychczasowym celem była ucieczka do Argentyny śladem miłości swojego
życia. Teraz jednak będzie musiał zmierzyć się nie tylko z psychopatycznym zabójcą, ale także z koszmarami własnej wojennej przeszłości.

 

Lubię czytać kryminały. W tym roku częściej niż w poprzednich sięgałam po retrokryminały. Poznałam kilka nowych autorów, którzy tworzą ten gatunek i z wielką chęcią poznaję kolejnych. Kiedy zobaczyłam zapowiedź książki Jarosława Sokoła, to wiedziałam, że muszę zapoznać się z tą pozycją. Byłam podekscytowana, że poznam retrokryminał kolejnego autora. Do tej pory wszystkie przeczytane książki z tego gatunku bardzo mi się spodobały, więc z pozytywnym nastawieniem podeszłam do książki „Wyspa zero”.

Książkę „Wyspa zero” zaczęłam czytać z myślą, że to będzie dobra lektura. Nawet momentami tak było. Zaczęło się bardzo dobrze. Autor potrafi gładko i bez żadnych przeszkód wprowadzić czytelnika do historii. Potrafi go zaciekawić. Mnie zaciekawił i nie mogłam się doczekać rozwiązywania zagadki kryminalnej w latach czterdziestych. Niestety, w tej książce znalazłam więcej retro niż kryminału, a ja sięgam po ten gatunek właśnie dla tej części kryminalnej. Książkę czytało mi się przyjemnie, ale trochę za rzadko wspominano o zbrodni i jej rozwiązywaniu.

„Wyspa zero” to dobra książka. Podczas czytania miałam wrażenie, że płynę po wydarzeniach. Jednak, jak dla mnie, autor za bardzo skupił się na opisywaniu całego tła, a za mało na zbrodni. Jak sięgam po kryminał to właśnie po to, aby prawie cały czas czytać o śledztwie i tego mi tutaj zabrakło. Gdybym wiedziała, że to powieść z wątkiem kryminalnym, to zapewne inaczej bym podeszła do lektury i na pewno mniej bym się rozczarowała. Mimo tego wszystkiego to muszę przyznać, że zakończenie całej historii mnie zaskoczyło i ani trochę nie podejrzewałam takiego rozwiązania zagadki kryminalnej.

Ocena 4,5/6

sobota, 26 września 2020

My - Jewgienij Zamiatin

Niech żyje Państwo Jedyne! Jego obywatele poddani są nieustannej inwigilacji. Wolność i indywidualizm są z założenia złe, wprowadzają tylko chaos i anarchię. Domy mają szklane ściany, by wszyscy żyli na widoku, seks jest na kartki. Najgorszą z chorób jest wyobraźnia. W Państwie Jedynym każdy jest traktowany jednakowo, pozbawiony nazwiska, oznaczony numerem. Wszystko czego potrzebuje człowiek do życia dostaje od Państwa, które jest gwarantem porządku, harmonii, szczęścia. Narrator Δ-503 jest matematykiem, który zapada na nieuleczalną chorobę – wytwarza się w nim dusza, zakochuje się.

 

 
 

 

Jakiś czas temu poznałam serię „Wehikuł czasu”. Bardzo szybko ją polubiłam i z wielką chęcią wraz z tą serią poznawałam kolejne klasyki science fiction. Dzięki niej mam już niezłą kolekcję klasyków na półce. Jest to jeden z cykli, którego wypatruje w comiesięcznych zapowiedziach. Niedawno, w zapowiedziach ukazała się książka pod tytułem „My”. Nie słyszałam o niej wcześniej, ale szybko dowiedziałam się, że ta książka ma dużo fanów, którzy czekają na wznowienie. Zapowiadała się ciekawa lektura.

Od początku byłam nastawiona, że będzie to bardzo dobra książka i niestety, trochę się zawiodłam. Bardzo ciężko było mi się przyzwyczaić do języka, jakim jest napisana ta książka. Musiałam się bardzo skupiać, aby zrozumieć, co czytam. Wolę, jak nie muszę aż tak bardzo się skupiać. Lubię książki, których czytanie przychodzi mi łatwo, więc tutaj pojawił się pierwszy zgrzyt między mną, a tą książką. Nie wiem czy to przez samą historię, czy właśnie przez to, że ciężko było mi zrozumieć, co czytam, ale nie spodobało mi się jakoś szczególnie to, co czytałam. Historia nie była zła, ale w ogóle nie przywiązałam się do niej.

Książkę „My” będę wspominać średnio. Nie była to zła książka, ale też mnie nie wciągnęła. Myślę, że w dużej mierze przyczyniło się do tego to, że dopiero w połowie książki chociaż trochę przyzwyczaiłam się do języka, jakim została ona napisana. Jak dla mnie to dosyć późno, bo przez połowę książki była mi odbierana przyjemność z czytania. Wiem, że jest dużo fanów tej książki, ja do nich nie dołączę, ale na pewno jeszcze niejedna osoba pokocha tę historię.

Ocena 4/6 

środa, 23 września 2020

Królestwo - Jo Nesbo

W norweskiej wiosce gdzieś w górach mechanik Roy wiedzie spokojne, proste życie. Kiedy jego przedsiębiorczy brat Carl wraca po latach z propozycją budowy hotelu, odżywają mroczne sekrety ich dzieciństwa i czasu dorastania. Roy zawsze bronił młodszego brata przed rówieśnikami i chronił przed złośliwymi plotkami, ale teraz jego lojalność zostaje poddana próbie.
Gdy miejscowy stróż prawa wznawia śledztwo w sprawie tragicznej śmierci rodziców braci, Roy staje przed dylematem, jak wiele jest w stanie poświęcić w imię braterskiej miłości

 

 

 

 

Przez długi czas nie mogłam się przekonać, aby sięgnąć po książkę Jo Nesbo. Miałam nawet kilka na półce, ale czekały na swoją kolej. Nawet nie wiem dlaczego tak długo się im opierałam, bo w końcu bardzo lubię kryminały. Dopiero, w tym roku sięgnęłam po pierwszą część cyklu o Harrym Hole’u. Spodobała mi się, więc niedługo potem zapoznałam się z drugą częścią. Mam w planach przeczytać cały cykl, ale zanim to się stało to w zapowiedziach pojawiła się nowa książka Nesbo, która jest oddzielną historią. Długo ją wypatrywałam, czekałam na dzień premiery i w końcu, gdy się pojawiło u mnie w domu to z wielkim zaciekawieniem zaczęłam ją czytać.

Książka „Królestwo” była przeze mnie wyczekiwana i bardzo się ucieszyłam, że przypadła mi do gustu już od pierwszej strony. Gdy tylko zaczęłam ją czytać to od razu poczułam specyficzny klimat tej książki. Takiego małego, norweskiego miasteczka, w którym skrywane są tajemnice. Akcja toczy się dosyć powoli, nie znajdziemy tu nagłych wybuchów. Autor nawet te szokujące wydarzenia wprowadza tak łagodnie, że nawet nie zauważasz, że powinieneś się zdziwić. Miałam wrażenie, że są one po prostu naturalną koleją rzeczy i nic innego teraz nie mogło się stać.

„Królestwo” to świetna książka. Bardzo ciężko było mi się od niej oderwać i z wielkim żalem kończyłam czytanie tej historii. Ta książka, według mnie, ma jedną małą wadę. Znalazłam nieścisłość dotyczącą pewnego badania z dziedziny kryminalistyki, co może świadczyć o zbyt małym przygotowaniu się autora do opisania tej jednej sceny. Poza tym wszystko mi się podobało i na pewno jeszcze nieraz sięgnę po twórczość pana Nesbo.

Ocena 5,5/6 

poniedziałek, 21 września 2020

Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych - Michał Rusinek

Słowa bywają nieposłuszne. Trudno je upilnować – mają swoją szemraną przeszłość, przekraczają granice, nawet zmieniają znaczenie! Michał Rusinek, niestrudzony tropiciel tajemnic naszego języka, pokazuje tym razem świat słów zapożyczonych. Odkryjecie sekrety wyrazów, których używamy codziennie, a o których tak mało wiemy! Co wspólnego ma indyk z Indianami? Czy wiesz, że często na śniadanie zjadasz „złote jabłka", a na obiad „kwiaty kapusty"? Czy traktory istniały w starożytności i co łączy jaśka z Jasiem?

 

 

  

Po zobaczeniu tytułu najnowszej książki pana Michała Rusinka uznałam, że jest zabawny. Kiedy bardziej przyjrzałam się opisowi książki to dowiedziałam się, że jest to książka o słowach. Od razu mnie to zaciekawiło. Lubię znać znaczenia, pochodzenia niektórych słów. Może nie wszystkich, bo tyle bym nie zapamiętała, ale z chęcią dowiaduje się czegoś więcej o moich ulubionych słowach. Zapowiadało się, że książka „Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” przybliży mi historię niektórych słów.

Kiedy już miałam książkę w rękach, to od razu rzuciły mi się w oczy ilustracje. Są stworzone przez panią Joannę Rusinek i zdecydowanie zasługują na to, aby poświęcić im więcej czasu. Opisy słów, jakie znajdziemy w książce „Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” pana Rusinka są podzielone na kilka kategorii tematycznych. Znajdziemy tu między innymi słowa związane z kuchnią, sportem, szkołą. Wszystkie to są słowa pożyczone z innych języków i przebyły nieraz niekrótkie drogi, aby znaleźć się w polskim słowniku. Każdy z tych działów jest opatrzony tematycznymi rysunkami.

Podczas czytania książki „Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” świetnie się bawiłam. Poznałam kilka ciekawych historii słów, które na pewno zostaną w mojej głowie na dłużej. Uważam, że jest to książka, która spodoba się mniejszym, jak i tym większym. Ja może większa nie jestem, ale trochę starsza niż grupa docelowa i z wielkim zainteresowaniem poznawałam znaczenia i pochodzenia słów. Spodobało mi się również to, że w tej książce znalazłam także polskie słowa, które przeszły do innych krajów.

„Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych” to ciekawa książka, która potrafi zachwycić ilustracjami, jak i nauczyć nas czegoś nowego.

Ocena 5/6

Wydawnictwo Znak Emotikon 

sobota, 19 września 2020

Dolina - Bernard Minier

W jednej z pirenejskich dolin dochodzi do serii straszliwych morderstw. Podejrzewa się, że jakąś rolę w sprawie odgrywa pobliskie opactwo kryjące wiele sekretów. Miasteczko ogarnia chaos, mieszkańcy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Do akcji wkracza Martin Servaz, były komisarz policji w Tuluzie, którego przeszłość przywiodła do tego odciętego od świata miejsca. Nie wie, że przyjdzie mu się zmierzyć z niewyobrażalnym złem, gorszym niż najstraszliwszy koszmar…
 
 
 
 
 
 
 

Osiem lat temu, przeczytałam debiut pewnego francuskiego autora. Tak mi się spodobał, że z wielką chęcią sięgałam po jego kolejne książki. I tak po tych ośmiu latach nadal z wielkim zaciekawieniem sięgam po jego kolejne kryminały. W tym roku pojawiła się jego ósma książka, na którą czekałam niecierpliwie. Cały czas wypatrywałam, kiedy pojawi się zapowiedź polskiego wydania. Gdy zobaczyłam, że znajduje się w planach na wrzesień tego roku, to byłam uradowana. W końcu w moje ręce wpadła książka Bernarda Miniera pod tytułem „Dolina”.

Kiedy tyle czasu wypatruje się kolejnej książki jednego ze swoich ulubionych autorów, to nic dziwnego, że zaczęłam ją czytać od razu jak tylko pojawiła się ona w moim domu. Byłam bardzo ciekawa, co dzieje się u jednego z moich ulubionych policjantów. „Dolina” to już szósta część cyklu o Martinie Servazie, a ja nadal z wielką radością podchodzę do kolejnych części. „Dolina” zdecydowanie utrzymuje poziom swoich bardzo dobrych poprzedniczek.

Książkę „Dolinę” pochłaniałam z wielką przyjemnością i niechętnie odkładałam ją na bok. Cały czas byłam ciekawa, co jeszcze wydarzy się w książce. Po mojej głowie cały czas chodziły różne pomysły dotyczące rozwoju wydarzeń. Pomimo moich wielu teorii to nie przewidziałam zakończenia całego opisywanego śledztwa ani tego jak potoczyło się życie francuskiego policjanta. Jestem bardzo zadowolona, że w końcu mogłam przeczytać tę książkę.  A teraz wracam do czekania na kolejną powieść pana Miniera.

Ocena 5,5/6