wtorek, 24 marca 2020

Spryciarz z Londynu - Terry Pratchett

Dodger żyje z tego, co znajdzie w kanałach dziewiętnastowiecznego Londynu. To gość: kocha całą swoją dzielnicę, większość swoich ziomków i bardzo niewielu policjantów. A w zasadzie – żadnego policjanta. Prawdziwy z niego Pan „nic nie wiem, nic nie słyszałem, w ogóle mnie tu nie było”.
Chłopaka zna każdy, kto jest nikim, a nie zna nikt, kto jest kimś. W zasadzie tak powinno być i jest… do chwili, gdy pewnej deszczowej nocy ratuje z rąk oprawców samotną dziewczynę. Tyle że ta samotna ma męża, jednego z tych, którzy są kimś. Odtąd świat nieznacznie przyspiesza, a Dodgera pragnie bliżej poznać wielu ciekawych ludzi: milionerzy, politycy, policjanci, książęta i zawodowi zabójcy.




Wydaje mi się, że Terry Pratchett większości czytelników kojarzy się z serią „Świat dysku". Przez długi czas, mi także kojarzył się wyłącznie z tą serią i nie potrafiłam wymienić żadnego tytułu książki tego autora, która nie wchodzi do tego cyklu. Byłam ciekawa, jak wyglądają inne światy stworzone przez Pratchetta. Ostatnio, sprawdziłam to już drugi raz. Zrobiłam to z pomocą książki „Spryciarz z Londynu". 

Nie za bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać po książce „Spryciarz z Londynu". Byłam, jednak, jej bardzo ciekawa, w końcu wyszła spod pióra Terry'ego Pratchetta. Długo ta pozycja nie musiała czekać u mnie na półce na swoją kolej. Dosyć szybko zabrałam się za jej czytanie. Najpierw, mnie rozbawiła. Coś było w budowie tej książki, poznawaniu tej historii, co bawi. Dopiero później wciągnęłam się w ten świat i byłam ciekawa, jak potoczy się historia naszego głównego bohatera, czyli Dodgera.

Jestem pewna, że książka „Spryciarz z Londynu" nie spodoba się każdemu. Pratchett pisze w dosyć specyficzny sposób, który na pewno wielu osobom nie przypadnie do gustu. Polubiłam książkę „Spryciarz z Londynu", mimo że nie była arcydziełem i wiem, że niedługo o niej zapomnę. Pozycja ta należy raczej to kategorii książek do szybkiego przeczytania i nie myślenia o niej więcej, chyba, że zobaczy się ją za kilka lat na półce i zechce się ją przeczytać ponownie. Nie muszę polecać tej książki tym, co lubią twórczość Pratchetta, więc polecam ją tym, co jeszcze nie czytali nic tego autora.

Ocena 5/6

czwartek, 19 marca 2020

Wieczna wojna - Joe Haldeman

Znakomita powieść należąca do kanonu literatury SF. Łączy pełen rozmachu obraz przyszłego konfliktu z wizjonerskim i ponadczasowym spojrzeniem na człowieka i zmiany wywołane przez wojnę.
Wojna to piekło i William Mandella przekonuje się o tym na własnej skórze, walcząc z Taurańczykami. Towarzyszymy mu przez całą służbę, obserwując jego oczami okrucieństwa, ogrom cierpień i absurdy walk… a także przemiany na Ziemi, która w ciągu jego życia – na skutek efektów relatywistycznych – starzeje się o kilkaset lat.
Wieczna wojna to powieść wojenna, ale i… pacyfistyczna, w której walka z wrogiem przeradza się w walkę o człowieczeństwo.





Dom Wydawniczy Rebis stworzył serię wydawniczą pod tytułem „Wehikuł czasu". Ma ona zapoznać nas z klasykami z gatunku sci-fi. Od razu spodobał mi się pomysł zapoznawania się z klasykami, gdyż do tej pory, jeśli sięgałam po coś z półki science fiction to były to nowości. Gdy zaczęłam czytać książki z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, to od razu poczułam, że zostały napisane te kilkadziesiąt lat temu. I ogromnie mi się to spodobało. Poznawanie wyobrażeń ludzi, którzy żyli kilkadziesiąt lat temu, jak świat będzie wyglądał w według nich w przyszłości, a naszej współczesności jest bardzo ciekawym doświadczeniem, a ja bardzo lubię o tym czytać. W „Wiecznej wojnie" także znajdziemy fragmenty historii, które dzieją się w naszej teraźniejszości.  

„Wieczna wojna" nie skupia się jednak tylko na naszych latach. Historia w niej opisana dzieje się przez setki ziemskich lat. Mówi o dziejach Williama Mandelli, który urodził się w latach siedemdziesiątych XX wieku. Uczestniczy on w kosmicznej wojnie z Taurańczykami przez co może powracać na Ziemię dopiero po upływie długiego czasu. Ziemia się starzeje o wiele szybciej od niego, dzięki czemu ma możliwość obserwować jak się ona zmienia przez wiele dziesięcioleci, jakie zmiany na niej zaszły od czasów, gdy była jego stałym domem. 

Książkę „Wieczną wojnę" czyta się naprawdę przyjemnie. Podczas czytania nie miałam żadnych wątpliwości, dlaczego autor dostał za nią kilka nagród. Jednak nie do końca była w moim stylu. Bardzo polubiłam te części, w których autor opisywał zmiany jakie zaszły na Ziemi, co się dzieje też na innych planetach. Te fragmenty, które opisywały wojnę i wszystko, co się z nią wiązało po prostu mnie nie ciekawiły. Nie zmienia to faktu, że „Wieczna wojna" to bardzo dobra książka. Jestem pewna, że spodoba się niejednemu czytelnikowi fantastyki naukowej.

Ocena 5/6

wtorek, 3 marca 2020

Lukrecja stawia na swoim - Anne Goscinny

Cześć, to ja, Lulu! Podobno weszłam w „trudny wiek”…
Wiecie, co to znaczy? Ja też nie. Ale ostatnio moja mama zaczęła mnie strasznie denerwować. Znacie to? Z moimi przyjaciółkami Karoliną, Aliną i Pauliną też czasem się pokłócę, ale nigdy nie trwa to długo. Nie umiemy się do siebie nie odzywać – jesteśmy na to zbyt gadatliwe!

W domu to co innego. Mama zabrania mi przekłuć uszy, ojczym wtrąca się w moje zadania domowe, a brat wymądrza się sprzed konsoli, rozwalając zombiaki. Do tego wszystkiego moja zwariowana babcia postanowiła się… zaręczyć!

Oszaleć można! Ale zobaczycie, że jeszcze postawię na swoim.





Nieco ponad rok temu, odkryłam przygody Mikołajka, które wymyślił Goscinny, a Sempe je zobrazował. Polubiłam tego urwisa od pierwszego opowiadania. Za mną już prawie wszystkie książki z Mikołajkiem. Mam wśród nich swoje ulubione przygody i na pewno będę do nich wracać. W przerwie od nich, zapoznałam się z Lukrecją, czyli bohaterką stworzoną przez córkę twórcy Mikołajka. Jak tylko zobaczyłam kto jest odpowiedzialny za stworzenie Lukrecji, to wiedziałam, że to będzie coś dobrego. Ani trochę się nie pomyliłam. W rodzinie Goscinny wyobraźnia i talent muszą być dziedziczne.

„Lukrecja stawia na swoim" to już drugi tom opowiadań o Lukrecji. Pierwszy bardzo polubiłam i z pozytywnym nastawieniem zabrałam się za drugi. Po raz kolejny się nie zawiodłam. Dostałam zabawne, ciekawe opowiadania o nastolatce i jej trochę zwariowanej rodzince. Książkę „Lukrecja stawia na swoim" połyka się na raz i jest to niestety wada tej pozycji. Tak dobre opowiadania powinny wychodzić w większej ilości, bo szybko zostaje się zaskoczonym ostatnią stroną książki. Zdecydowanie za szybko. 

Książka „Lukrecja stawia na swoim" powinna przypaść do gustu fanom „Mikołajka". Znajdziemy tutaj podobny styl i humor, jaki poznaliśmy w książkach Goscinnego. Byłam zaskoczona, że jego córka zdecydowała się stworzyć Lukrecję, a gdy już ją poznałam to byłam zachwycona, że to zrobiła. Mam nadzieję, że autorka zdecyduje się na kontynuowanie tej serii i będę mogła wrócić do szalonego świata Lukrecji jeszcze nie raz. Polecam!  

Ocena 5,5/6