Są takie książki, po które sięgam, gdyż mój wzrok został przyciągnięty przez okładkę. Tak właśnie stało się z książką „Był sobie psiak”. Dopiero później sobie uświadomiłam, że skądś znam nazwisko autorki tej książki. Okazało się, że dwa lata temu czytałam o schronisku w Pine Hollow w pierwszej części cyklu, czyli „Na Święta przytul psa”. Bardzo dobrze wspominam tę uroczą i świąteczną historię. Z jeszcze większą radością sięgnęłam po kontynuację.
W książce „Był sobie psiak” na pierwszy plan zostali wysunięci inni bohaterowie niż w pierwszej części. Ally i Ben się pojawiają, ale już tylko w tle. Na szczęście czytelnik ma okazję dowiedzieć się o największych zmianach w życiu tej dwójki. Jednak główny prym wiedzie Connor i Deenie oraz niesforny i jakże pomysłowy Max. Bardzo podoba mi się, że tak wiele scen skupia się na pokazaniu charakternych psów. Moim zdaniem dodaje to dużo humoru do całej opisywanej historii.
Myśląc teraz o fabule książki „Był sobie psiak” zauważam w niej pewne schematy. Na początku można wyczuć niechęć głównych bohaterów do siebie. Jednak też można się spodziewać, że skończy się to miłością. Taki typowy schemat hate-love. Mi takie motywy w książkach w ogóle nie przeszkadzają i lubię przyglądać się bohaterom, którzy niechęć do siebie stopniowo zmieniają w coś innego. W książce „Był sobie psiak” na relację Connora i Dennie zdecydowanie wpływają ich osobiste problemy oraz psiak Max.
Książkę „Był sobie psiak” bardzo dobrze mi się czytało. Wciągnęła mnie na tyle, że po raz pierwszy od bardzo dawna zabrałam ze sobą papierową książkę w podróż, aby móc ją skończyć jak najszybciej. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję poznać przygody mieszkańców Pine Hollow.
Dom Wydawniczy Rebis