Ameryka, lata sześćdziesiąte XIX wieku. W
domostwie zwanym Orchard House od pokoleń mieszka rodzina Marchów. Pod
nieobecność ojca walczącego w wojnie secesyjnej, opiekę nad czterema
córkami sprawuje samodzielnie ich matka, Marmee.
Córki pani March – stateczna Meg, żywa
jak iskra Jo, nieśmiała, uzdolniona muzycznie Beth i nieco przemądrzała
Amy – starają się, jak mogą, by urozmaicić swoje naznaczone ciągłym
brakiem pieniędzy życie, chociaż boleśnie odczuwają nieobecność ojca.
Bez względu na to, czy układają plan zabawy czy zawiązują tajne
stowarzyszenie, dosłownie wszystkich zarażają swoim entuzjazmem. Poddaje
mu się nawet Laurie, samotny chłopiec z sąsiedniego domu, oraz jego
tajemniczy, bogaty dziadek.
O książce „Małe kobietki" pierwszy raz usłyszałam kilka lat temu w jednym z odcinków serialu „Przyjaciele". Na jakiś czas zapomniałam o tej pozycji, lecz gdy natrafiłam na jej tytuł w Internecie to od razu przypomniała mi się reakcja Joey'ego na tę historię i postanowiłam ją przeczytać. Przeczytałam ją kilka miesięcy temu, jednak patrząc na nowe, ilustrowane wydanie stworzone przez Wydawnictwo MG zapragnęłam przeczytać jeszcze raz tę książkę i jestem pozytywnie zaskoczona.
Książka „Małe kobietki" zachwyciła mnie już od pierwszych stron. Historia zaczyna się od świątecznego, zimowego czasu, czyli idealnie na czytanie o niej w grudniowe wieczory. Już na samym początku poznajemy wszystkie cztery siostry oraz ich mamę. Od pierwszych stron poznajemy także ich charaktery, zwyczaje i sposób życia. Wszystkie postacie mają głowy pełne niecodziennych pomysłów, o których aż chce się czytać. Do tego wszystkiego niesamowite pióro pani Alcott, które sprawia, że z tej historii bije ciepło i nie chce się od niej odrywać.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona książką „Małe kobietki", gdyż czytanie jej po raz drugi w tym samym roku wcale nie spowodowało, że się przy niej nudziłam. Ponownie z wielkim zainteresowaniem śledziłam losy rodziny Marchów i mimo że wiedziałam co się zaraz stanie to myślałam tylko o tym, że zaraz pojawi się ten fajny moment albo ten smutny i miałam ogromną ochotę przeczytać ten fragment jeszcze raz. Nie mam w zwyczaju wracanie do książek, a na pewno nie po tak krótkim czasie i jestem zafascynowana tym, że „Małej kobietki" sprawiły, że wróciłam ponownie do tej historii i mam ochotę jeszcze raz ją przeczytać. No ale poczekam do stycznia, bo Wydawnictwo MG zapowiedziało wznowienie drugiej części, czyli „Dobre żony" i jestem ciekawa czy również tak mi przypadnie do gustu.
Ocena 6/6
Na pewno warto poznać tę książkę. Fajnie, że się przy niej nie nudziłaś.
OdpowiedzUsuń