wtorek, 17 maja 2022

Echo przyszłych wypadków - James Islington


 Mniejsze zło i większe dobro. Dwie najbardziej niebezpiecznie rzeczy na świecie. Bitwy o Ilin Illan i Tol Shen uświadomiły ludziom, że Bariera nieuchronnie słabnie. Jeśli padnie, nastanie świat "bez" - bez radości, bez życia, bez światła i nadziei a istnienie tych, którzy przetrwają stanie się pasmem nieskończonych cierpień. Przeciwnik wciąż kryje się w Talan Gol i czeka na właściwy moment, by uderzyć z całą mocą. Zamiast działać, Rady Starszych prowadzą wewnętrzne rozgrywki. Davian musi stawić czoła ich krótkowzroczności, co samo w sobie jest już zadaniem trudnym. Jeszcze trudniejsze wydaje się stawienie czoła własnej przeszłości - pełnej krwi, śmierci i kłamstw. Na ołtarzu tej powinności złożył już przyjaciół, teraz przyjdzie mu, być może, złożyć własne szaleństwo. Nie jest to jednak cena, której nie zapłaci w chwili ostatecznej próby. Gdy powstaną Cienie i przebudzi się Ciemność.

Moja przygoda z czytelnictwem zaczęła się od pokochania fantastyki. Będąc nastolatką to właśnie książki z tego gatunku pochłaniałam nałogowo. Nic więc dziwnego, że sięgnęłam po „Trylogię Licaniusa”. Wszystko mi podpowiadało, że to kawał dobrej historii. Nie pomyliłam się. Przez pierwszą część przepłynęłam i od razu miałam ochotę sięgnąć po kolejną. Jednak minął prawie rok, a ja dopiero przeczytałam „Echo przyszłych wypadków”, czyli drugą część trylogii.

Po tylu miesiącach od przeczytania pierwszej części trylogii musiałam chwilę poświęcić, aby przypomnieć o czym dokładnie ona była. Na szczęście „Echo przyszłych wypadków” zaczyna się od krótkiego przypomnienia co działo się wcześniej. Podczas czytania już właściwej historii przypomniała mi się reszta ważnych szczegółów, więc nie miałam żadnych problemów ze zrozumieniem treści. Ponownie mogłam czerpać przyjemność z czytania. Autor po raz kolejny zaskoczył mnie, że tak wielostronicową książkę (ponad osiemset stron) da się tak szybko przeczytać. Jak już zaczynałam czytać, to na raz potrafiłam przeczytać kilkadziesiąt stron, a miałam wrażenie, że minęło dopiero kilka minut.

„Echo przyszłych wypadków” to godna kontynuacja „Cienia utraconego świata”. Czyta się równie bezproblemowo, z zaciekawieniem oraz w ekspresowym tempie. Po zakończeniu jestem niezmiernie ciekawa ostatniej części, ale trochę też się jej obawiam, bo może mnie rozczarować, ale także fantastycznie zakończyć bardzo dobrą trylogię. „Blask ostatecznego kresu” jest już na mojej półce i mam nadzieję, że jednak pokonam swoje obawy i szybko ją przeczytam.

Wydawnictwo Fabryka Słów

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że kontynuacja jest udana. To mnie bardzo mocno zachęca do lektury.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o poprzednim tytule "Cień utraconego świata". Nie wiedziałam, że jest też druga część :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam wszystko, co z Fabryki Słów. Ten tytuł mi się przewinął :-) . Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam wiele o tej serii. Moje młodsze rodzeństwo bardzo lubi fantastykę. Może im polecę tę trylogię. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam tę serię z innych blogów, ale ona nie jest dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja po fantastykę sięgam dość rzadko, ale obecnie wiele książek w tym gatunku wpasowuje się w moje antyutopijne klimaty.
    Ta seria której drugi tom zaprezentowałaś zapowiada się ciekawie :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!!