Zadymiony klub, ulubione miejsce spotkań nieumarłych, ranczo po sąsiedzku, którego właścicielem jest potwór, czy wreszcie tajemniczy człowiek budzący swoją obecnością nieznane demony – te znakomite opowiadania odkryją na nowo świat, który myślicie, że znacie, i odsłonią ten mroczny, o którego istnieniu trudno wam będzie zapomnieć. Mort Castle, nazywany Charlesem Dickensem horroru, zabiera czytelnika w podróż, w której zło zdaje się czaić tuż za rogiem, by wyciągnąć na światło dzienne najciemniejsze skrywane pragnienia.
Opowiadania to nie jest coś, co szczególnie lubię. Przez wiele lat w ogóle nie sięgałam po nie. Uważałam, że nie ma po co marnować czasu skoro i tak mi się nie spodobają. Jednak zaczęłam natrafiać na takie opowiadania, których opisy mnie zaciekawiły. Na początku się opierałam, lecz po pewnym czasie skusiłam się na przeczytanie. W końcu opowiadania nie są za długie, więc zbyt dużo czasu nie zajmują. Spodobało mi się to, co przeczytałam. Tak zaczęłam sięgać po nie częściej. Nadal wolę powieść od opowiadań, lecz już nie rezygnuję z przeczytania książki tylko, dlatego, że jest zbiorem opowiadań. „Nowy księżyc na wodzie” trafił do mnie w idealnym czasie. Zapowiedź tej książki mi się spodobała, a opowiadania już mnie tak nie odrzucały.
Od początku spodziewałam się, że opowiadania ze zbioru „Nowy księżyc na wodzie” będą specyficzne, inne niż to, co zazwyczaj czytam. Wiele się nie pomyliłam. Już pierwsze opowiadanie pokazało mi, że autor potrafi stworzyć klimatyczną historię. Niejedno z późniejszych opowiadań mnie zaskoczyło. Mam wrażenie, że kończyłam czytanie z wielkim zaskoczeniem na twarzy. Nie spodziewałam się, że niektóre historie mogą się skończyć w taki sposób. Jednocześnie bardzo mi się one podobały. Wiadomo, nie każde w równym stopniu, ale większość z nich z chęcią przeczytałabym drugi raz.
Opowiadania nie są moją ulubioną formą. Zdecydowanie wolę powieści. Jednak tacy autorzy jak Mort Castle udowadnia mi, że warto czasem sięgnąć po tego rodzaju utwory literackie. Opowiadania w książce „Nowy księżyc na wodzie” mimo niewielkich rozmiarów potrafią zainteresować czytelnika. Pokazują historie, którym niczego nie brakuje, są klimatyczne i nieraz zaskoczyły mnie swoim zakończeniem. To było moje pierwsze spotkanie z Mortem Castle, ale na pewno nie ostatnie.
Wydawnictwo Videograf
Świetnie, że się podobało. Ja też za formą opowiadań niezbyt przepadam, ale tę pozycję będę mieć na uwadze :-) . Pozdrawiam :-) .
OdpowiedzUsuńJa od czasu do czasu lubię sięgnąć po krótką formę.
OdpowiedzUsuńJa również wolę powieści.
OdpowiedzUsuńDla mnie również opowiadania nie są ulubioną formą.
OdpowiedzUsuń