Przez długi czas przyglądałam się książkom Adama Przechrzty,
ale dopiero w zeszłym roku przeczytałam jego pierwszą książkę. Zaczęłam od
drugiej jego serii z tego samego uniwersum, czyli „Materia secunda”. Nie
poznałam jeszcze pierwszej serii, czyli „Materia prima”, ale to nic mi nie
przeszkodziło w czerpaniu przyjemności z czytania. A seria „Materia secunda”
okazała się strzałem w dziesiątkę i czytanie książki „Sługa cesarstwa”, czyli
ostatniej części trylogii było samą przyjemnością.
Zaczynając czytanie książki „Sługa cesarstwa” wiedziałam
czego mogę się po niej spodziewać. Byłam pewna, że będę nią tak samo zachwycona
jak poprzednimi częściami i tak też się stało. Sporo akcji, magii, przygody i
znani bohaterowie, których polubiłam od pierwszej części. Nie mogłam chcieć
niczego więcej. Czytanie tej historii było dla mnie czystą przygodą, której aż
nie chciało się kończyć
Książka „Sługa cesarstwa” już od pierwszych stron wciąga w wir wydarzeń. Czytelnik może nie zauważyć kiedy udało mu się przeczytać znaczną część książki, a nawet skończyć, bo może zostać tak pochłonięty. Ze mną tak się stało. Nie zauważyłam kiedy, a historia się skończyła i musiałam wrócić do mojej zwyczajnej rzeczywiście, gdzie żaden Olaf nie dostarcza najwyższej jakości rozrywki. Mam nadzieję, że to nie będzie koniec historii z tego uniwersum i autor stworzy jeszcze trzecią serię. W międzyczasie na pewno przeczytam „Materia prima”, aby sprawdzić czy równie mnie zachwyci jak „Materia secunda”.
Bardzo intrygująca fabuła. Poszukam tej książki dla siebie.
OdpowiedzUsuńWow, nie sądziłam, że ta książka aż tak mocno wciąga.
OdpowiedzUsuńSuper, że wciąga od pierwszych stron :D
OdpowiedzUsuńMimo, że to nie moje klimaty, to może warto się przełamać :)
OdpowiedzUsuń