Fremeni pokonali Harkonnenów i imperialnych sardaukarów, a Paul poślubił
księżniczkę Irulanę i zasiadł na tronie Imperium. Pustynna Arrakis,
zwana Diuną, jest stolicą wszechświata. Tymczasem stare ośrodki władzy —
Bene Gesserit i Gildia Kosmiczna — z pomocą fremeńskiego kapłaństwa i
Bene Tleilax zawiązują spisek przeciw nowemu Imperatorowi. Czczony
niczym bóg, Paul Muad’Dib wpada w pułapkę, choć zna każdą chwilę swojej
przyszłości, każdy swój ruch, każdą decyzję i — przede wszystkim — swój
straszliwy koniec…
Kilka miesięcy temu postanowiłam, że zapoznam się z większą ilością książek z kategorii science fiction. Minęło trochę czasu, a ja poznałam kilka naprawdę dobrych książek sci-fi. Jednak nadal nie znałam książek pana Franka Herberta. Zdecydowałam, że i to zmienię. Zabrałam się za cykl „Kroniki Diuny". Z pierwszą częścią spędziłam niesamowity tydzień, więc nadeszła pora zabrać się za drugą.
Gdy miałam książkę „Mesjasz Diuny" w dłoniach, to doznałam szoku. Ta książka ma niecałe trzysta stron, a co to jest w porównaniu z pierwszą częścią, która liczy prawie osiemset stron. Z pierwszą częścią spędziłam cały tydzień, z drugą już tylko dwa wieczory. Pomimo tego, że ma ona mniej stron to bawiłam się z nią równie dobrze. Wróciłam do świata intryg, pułapek, planów, melanżu. Ten świat wciąga od pierwszej strony i z niechęcią się z niego wychodzi.
Podczas czytania pierwszej części pod tytułem
Gdy miałam książkę „Mesjasz Diuny" w dłoniach, to doznałam szoku. Ta książka ma niecałe trzysta stron, a co to jest w porównaniu z pierwszą częścią, która liczy prawie osiemset stron. Z pierwszą częścią spędziłam cały tydzień, z drugą już tylko dwa wieczory. Pomimo tego, że ma ona mniej stron to bawiłam się z nią równie dobrze. Wróciłam do świata intryg, pułapek, planów, melanżu. Ten świat wciąga od pierwszej strony i z niechęcią się z niego wychodzi.
Podczas czytania pierwszej części pod tytułem