A najgorsze ze wszystkiego jest to, że to już ostatnie Boże Narodzenie, które Mae spędza z rodziną i przyjaciółmi w przytulnej chatce w Utah, którą tak uwielbia. W drodze powrotnej ze świąt dziewczyna cicho wypowiada życzenie adresowane do wszechświata, by pokazał, co ją uszczęśliwi. Nagle wszystko znika, a kiedy Mae się ocknie, będzie znów w drodze do Utah. Czy uda się jej znaleźć w sobie odwagę do zmian i wyzwolić się z nieprawdopodobnej pętli czasu?
Grudzień jest u mnie miesiącem, kiedy z wielką chęcią sięgam po książki świąteczne. Mam wtedy ochotę przeczytać ich jak najwięcej. Styczeń to miesiąc, w którym wracam już do pozostałych gatunków. Jednak w tym sezonie bardzo późno zwróciłam uwagę na książkę pod tytułem „Miłość na święta”. Za pierwszym razem, gdy zobaczyłam tytuł i okładkę, to ominęłam tę książkę. Dopiero, gdy zaczęłam słyszeć i czytać pozytywne opinie o niej, to nabrałam ochoty, aby ją przeczytać. Nie chciałam czekać do kolejnego świątecznego sezonu, aby ją przeczytać, więc zabrałam się za nią kilka dni temu.
Początek z książką „Miłość na święta” nie był udany. Czytałam rozdział i odkładałam książkę. Poczułam się już nawet trochę zawiedziona, bo miała być świetna, a tu nie udaje mi się przeczytać więcej niż rozdział. W ogóle okazała się mało świąteczna, bo akcja rozgrywała się już po świętach. I po kilku podejściach w końcu doszłam do czwartego rozdziału. Moje zdanie zmieniło się prawie o sto osiemdziesiąt stopni. Wciągnęłam się. Historia okazała się być jednak świąteczna i niecodzienna. Zaczęłam kibicować głównej bohaterce i byłam niezmiernie ciekawa, co stanie się dalej i przede wszystkim, dlaczego to się dzieje. Byłam pod wrażeniem tego co czytam.
Sięgnęłam po książkę „Miłość na święta”, gdyż chciałam sprawdzić, co w niej takiego jest, że tyle osób się nią zachwyca. Początek mnie nie zachwycił. Już zaczęłam wątpić w polecenia innych czytelników, gdy w końcu dotarłam do części, która mnie pochłonęła. Zdecydowanie warto było sięgnąć po nią jeszcze tej zimy i postąpić przeciwko swojej rutynie. Gorąco polecam!
Skoro polecasz AnnieK - to skorzystam z rekomendacji, ale w święta tego roku już :-) . Serdecznie pozdrawiam, dziękując za odwiedziny u mnie :-) .
OdpowiedzUsuńPS. Poradnia K wydaje bardzo dobre książki, jak już wiesz czytałem "Unorthodox" - i - podarowałem Siostrze jakiś czas temu :-)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym tę książkę. Ciekawa jestem czy mi się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji czytać tej książki. Być może dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńNie mówię nie, ale nie jest to mój priorytet czytelniczy.
OdpowiedzUsuńJeszcze się nad nią zastanowię.
OdpowiedzUsuńW swoim życiu przeczytałam z jedną - może dwie świąteczne książki. Od tego typu książek głównie odrzuca mnie to, że ukazują się zwykle obyczajówki lub romanse. Jednak mam upatrzonych kilka opowiadań grozy, po które mam zamiar sięgnąć podczas najbliższego sezonu świątecznego.
OdpowiedzUsuńWidziałam tyle razy ten tytuł w księgarni, ale patrząc na mój stos TBR, grzecznie zabrałam się do czytania tego, co już mam w domu :)
OdpowiedzUsuńSympatyczna i przyjemna lektura :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie lubię książek, które ciężko się zaczynają. Jeśli naprawdę nie będę miała pomysłu co czytać, może do niej zerknę:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę sobie odpuszczę, bo już mam dosyć świątecznych powieści, a jeszcze kilka mam ich do przeczytania w styczniu :p
OdpowiedzUsuńByć może przeczytam...
OdpowiedzUsuńBrzmi z Twojej recenzji jak urocza świąteczna opowieść. Ostatnio mam chęć na takie romantyczne.
OdpowiedzUsuń