Rok 1935. Do polskiego konsulatu we Wrocławiu zgłasza się młoda rozwódka z ofertą sprzedaży tajnych dokumentów, które mogą wstrząsnąć nie tylko polską, ale nawet europejską polityką. Cena, jakiej za nie żąda, jest jednak zdecydowanie wygórowana. Kapitan Jan Henryk Żychoń, do którego trafia sprawa, szybko dowiaduje się, że Aurelia Teichert de domo Oskiada Inglisjan vel Inglisowicz, oprócz niezwykłych talentów: językowego i pianistycznego, ma ogromną słabość do postawnych mężczyzn o charakterystycznej fryzurze. Postanawia ściągnąć ze Lwowa jednego ze swoich najlepszych ludzi – Edwarda Popielskiego, zwanego Łyssym. Na widok zdjęcia nieprzeciętnej piękności o oczach pełnych orientalnej melancholii Popielski odrzuca wszelkie skrupuły i postanawia przyjąć zadanie – sprawić, by ponętna rozwódka na jakiś czas zapomniała o bożym świecie i dobrowolnie zdradziła mu treść dokumentów. Za nic mając ostrzeżenia Żychonia: „Niech się pan sam w niej nie zakocha!” – rusza do Wrocławia.
Kilka lat temu poznałam swoją pierwszą książkę Marka
Krajewskiego. Było to dla mnie wtedy spore odkrycie. Po raz pierwszy czytałam
retrokryminał i bardzo spodobał mi się ten gatunek. Z wielką chęcią przez te
lata wracam do twórczości Krajewskiego. Mój gust czytelniczy trochę się
zmienił, sposób pisania przez autora także uległ zmianie, jednak nadal świetnie
odnajduje się w książkach pana Marka. Niedawno powróciłam do serii o Popielskim
i przeczytałam książkę pod tytułem „Czas zdrajców”.
Książka „Czas zdrajców” należy do serii o Edwardzie
Popielskim, ale także do podserii szpiegowskiej. Okładki szpiegowskich historii
wyróżniają się na tle poprzednich. Tworzą ze sobą jednolitą całość i różnią się
od poprzednich okładek z Popielskim, ale nadal opowiadają o tej samej postaci. Nie
znam wszystkich książek z tej serii szpiegowskiej, ale jedną już czytałam. Tak
jak poprzednio, tak i „Czas zdrajców” o wiele łatwiej się czyta niż starsze
książki autora. Wpływa to zdecydowanie na szybkość czytania. Nie zauważyłam,
kiedy miałam już pół książki za sobą.
Tym razem do wątku szpiegowskiego dołączył wątek
romantyczny. Trochę dziwnie mi się go czytało. Nie przywykłam do takich
zachowań Łyssego. Jednak gdzieś tam inne wydarzenia to wynagrodziły i dzięki
nim mogłam się wciągnąć w czytaną książkę.
Uważam, że „Czas zdrajców” to nie jest najlepsza książka Krajewskiego. Wiem, że autor w swoim dorobku ma o wiele ciekawsze historie, lecz nie żałuję, że przeczytałam tę. Mój apetyt na kolejną powieść tego autora tylko wzrósł i niedługo będę czytać „Pasożyta”.
Wydawnictwo Znak
Nie poznałam jeszcze twórczości tego autora, ale zacznę od innej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę serię, a Edward Popielski to nietuzinkowa postać.
OdpowiedzUsuńKsiążki Marka Krajewskiego wciąż jeszcze przede mną i szczerze mówiąc to są moim ogromnym wyrzutem sumienia. Chyba czas najwyższy nadrobić zaległości jeżeli chodzi o twórczość tego autora.
OdpowiedzUsuń